Everything important.


Na wstępie zdaje sprawozdanie z ostatniego tygodnia. Chciałabym się pochwalić, że w piątek biegałam ok. 45-50 minut. Jestem z siebie taka dumna! Potem ćwiczyłam jeszcze 30 minut, 20 minut brzuszków, o których już pisałam i 10 minut ćwiczenia na talię (kolejne nowe znalezisko). W sobotę nie licząc próby zrobiłam sobie wolne. Ale jestem bogatsza o dwa ogromne siniaki, jeden na kolanie drugi na piszczelu. Przyjaciółka pożyczyła mi płytę z treningiem karate cardio Anki Lewandowskiej. 50 minut + bonusy. Zrobiłam w niedzielę tylko właściwy trening bez dodatków, bo i tak skończyłam po 21. Poza tym przyznam szczerze, że był męczący, ale świetny. Każde ćwiczenie jest dokładnie wytłumaczone i pokazane w dwóch wersjach: normalnej i prostszej dla początkujących/osób z problemami pleców w odcinku lędźwiowo-krzyżowym. Starałam się robić wszystkie ćwiczenia w wersji zaawansowanej i nadążać z tempem, ale nie zawsze było to możliwe. Po wszystkim byłam cała mokra i zmęczona, ale też niewyobrażalnie zadowolona i dumna, że dałam radę i się nie poddałam. Na pewno jeszcze nie raz pożyczę sobie tą płytę, bo treningu nie ma niestety w Internecie. W poniedziałek z kolei katowałam swój brzuch, łącznie 55 minut. 20 minut brzuszków + 10 minut na talię + 25 minut ogólnych ćwiczeń wszystkich partii mięśni brzucha. Ten ostatni trening jest całkiem fajny, oprócz tego, że nie ma przerw, a ćwiczenia tego wymagają bo są bardzo męczące. W pierwszej serii musiałam dwa razy zrobić sobie sama przerwę… Ale, ale – nie załamuje się, w końcu trening czyni mistrza a to był dopiero pierwszy raz z tym filmikiem. Będzie z czasem coraz lepiej. Poćwiczę to do końca czerwca i w lipcu będę mogła ścierać marchewkę na swoim brzuchu. Może być ciekawie. We wtorek biegałam ok. 50-55 minut, potem zrobiłam znowu 20 minut brzuszków i 10 minut na talię. Środa: ok. 40 minut biegania + rozciąganie. Biegałam krócej niż we wtorek, ale pokonałam tę samą trasę. Czwartek przerwa. Dziś – piątek, lekcje mam dopiero od 10.55 dlatego usiadłam z filiżanką kawy do laptopa, żeby coś napisać.

W tym poście nie będę opisywać żadnych ćwiczeń, ale kilka przydatnych rad i informacji.


                  I.        Ważenie się.
Wbrew pozorom nic skomplikowanego. Stajemy na wagę i ta dam! Ale nie do końca. Najlepiej ważyć się rano – chwilę po przebudzeniu, zanim zje się lub wypije cokolwiek. Wtedy waga pokaże naszą faktyczną masę ciała. Wieczorem po całym dniu będzie ona większa ze względu chociażby na zjedzone posiłki. U mnie wygląda to tak, że rano ważę ok. 47 kg a wieczorem (w zależności co jadłam) zwiększa się do 48-49 kg. Przed okresem zwykle też waży się więcej bo organizm nabiera wody.
Kolejnym aspektem jest to, że nie należy obsesyjnie patrzeć na cyferki. Mięśnie ważą więcej niż tłuszcz. Ktoś kto ma przykładowo 60 kg i ćwiczy może  być tak na prawdę szczuplejszy od osoby, która waży 50, ale nic nie robi i u niej to tkanka tłuszczowa (wiem, że mój przykład trochę podważa to co piszę, ale sama jeszcze nie doszłam dlaczego tak jest. Posłużę się więc znanym powiedzeniem „wyjątek potwierdza regułę”).
Najważniejszym miernikiem przy odchudzaniu jest obwód miejsc, z których chcemy stracić trochę ciała. Najlepiej zaopatrzyć się w metr krawiecki i co jakiś czas sprawdzać stan centymetrów.  


              II.         Spinanie mięśni.
Możesz to wykonywać w każdym momencie, nie ważne co robisz. Stojąc w kolejce w sklepie, czytając książkę, myjąc naczynia, zupełnie obojętnie. Niby nic, ale tak naprawdę również bardzo pomaga. Nic nie kosztuje a jeśli chodzi o osiągnięcie płaskiego brzucha, napinanie jego mięśni jest wręcz wskazane.


           III.         Jedzenie.
Bardzo ważnym aspektem w dziedzinie odżywiania się jest łączenie ze sobą różnych produktów. Niektóre rzeczy wzajemnie się wykluczają, ponieważ są trawione przez inne enzymy. Chociażby mięso nie powinno być jedzone w połączeniu z węglowodanami takimi jak np. chleb. Błąd, który jest często popełniany to dodawanie do owsianki, otrębów itd. świeżych owoców. Taka para bardzo się nie lubi. Moja świadomość wielu rzeczy powiększa się z czasem, dlatego przyznaje, że kiedyś też tak jadłam. Owoce można dodać jak najbardziej, tylko że w wersji przetworzonej: suszone lub dżemy.

Istnieje także kilka pułapek. Chodzi o owoce (świeże i suszone) oraz nasiona, orzechy itp. Owoców nie powinno się jeść wieczorem, ponieważ zawierają dużo cukru. Zdrowego, ale jednak cukru. Dlatego zjedzone o później porze działają tak samo jak słodycze. Często popełnianym błędem jest myślenie „zamiast tabliczki czekolady zjadłam jabłko/pół paczki migdałów/dwie pomarańcze, jestem teraz taka fit.” No właśnie nie koniecznie. Orzechy i suszone owoce są tak naprawdę bardziej kaloryczne od słodyczy. Nie są to co prawda „puste kalorie”, dostarczają wielu ważnych substancji odżywczych i są zdrowe, ale lepiej dodawać je do posiłków (np. do owsianki) niż jeść jako przekąski. Wtedy tylko bardziej tuczą. Podobna sytuacja ma miejsce z koktajlami na bazie mleko/jogurt/kefir + owoce. One również zawierają w sobie dużo kalorii i lepsze są jako osoby posiłek (chociażby lekkie drugie śniadanie) niż wstawka między nimi.
Ostatnim zagadnieniem w kwestii jedzenia jest bardziej apel niż informacja. Czytajcie składy tego co kupujecie. Nie wszystko co ma na opakowaniu napisane „fit” czy „light” jest takie wspaniałe. Często zamiast cukru do tego typu produktów są dodawane różne słodziki. Jeśli naturalne – okej, ale dużo częściej są sztuczne. Żywność jest przez to mniej kaloryczna to fakt, ale faszerowanie się całą gamą dziwnych związków chemicznych zdecydowanie mija się z celem. Zwłaszcza, że mogą powodować dużo nieciekawych skutków ubocznych. Czytanie etykiet jest też ważne z jednego powodu i podam go na przykładzie: suszona żurawina. Powinna być sucha i twarda w końcu jest suszona. W takiej postaci jest bardzo zdrowa. A kupiona w sklepie, zamknięta w paczce? Okazuje się, że w jej składzie znajduje się cukier i olej, którymi jest po prostu nasączona, żeby była duża, miękka i dobrze wyglądała. Tak samo jest z innymi suszonymi owocami. Jest to w pewnym sensie oszustwo, na które wiele osób daje się nabrać. Gdy chce się zdrowo odżywiać (co idzie w parze z ćwiczeniem) trzeba być świadomym. Dlatego czytajcie.


          IV.         Treningi.
Ćwiczenia siłowe często nie powodują, że po nich będziesz całkiem mokra. Trzeba jednak pamiętać, że mięśnie potrzebują bardzo, ale to bardzo dużo energii by funkcjonować. Dlatego to, że się nie pocisz nie znaczy, że trening nie był intensywny. Trening siłowy ma za zadanie pobudzić metabolizm, przyczynia się do zwiększenia wrażliwości mięśni na węglowodany. Z polskiego na nasze? Będziesz lepiej tolerować dostarczane węglowodany np. pieczywo, ryż
 czy kaszę. Oznacza to także mniejsze odkładanie się tkanki tłuszczowej. Poprawia się również ukrwienie mięśni co pozwala lepiej ją spalać. Bieganie, interwały czy cardio są typowo na spalenie. Stopniowo i bardzo powoli powinno się zwiększać czas ćwiczeń, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Podobnie postępuj jeśli ćwiczysz na siłowni i chodzi o zwiększanie obciążeń. Zwłaszcza osoby początkujące, które wcześniej nie były przyzwyczajone do ruchu powinny mieć na uwadze swoje zdrowie i bardziej uważać.

Komentarze

  1. W jednym z poprzednich postów pisałaś, że zielona herbata jest lepsza w liściach niż w torebkach, dlatego chcę zapytać w jaki sposób ją zaparzasz, bo mi wychodzi strasznie gorzka :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała tajemnica tkwi w czasie. Wychodzi gorzka bo pewnie za długo ją parzysz. Wystarczy dosłownie 2-3 minuty, nie dłużej:) Ja mam taki specjalny koszyczek, do którego wsypuję herbatę i wsadzam do kubka. Potem zalewam wodą i jak się zaparzy to wyciągam i nie mam fusów w herbacie. Ale nie potrzeba takich sprzętów, wystarczy, że przecedzisz sobie przez sitko do innego kubka i też będzie dobrze :D Aaaa i nie zalewaj od razu wrzątkiem - optymalna temperatura to ok. 70 stopni, więc trzeba trochę odczekać :)

      Usuń
    2. Ok, spróbuję i zobacze jak wyjdzie. Jak na razie lisciasta rzuciłam w kąt i kupiłam liściastą w torebkach - troche łatwiej się ja zaparza :D

      Usuń
    3. Jeżeli na razie masz jakikolwiek problem z zaparzaniem liściastej - jak najbardziej herbata w torebkach też będzie dobra :D O niej również pamiętaj, żeby nie parzyć zbyt długo i mam nadzieję, że próba z liściastą wyjdzie pomyślnie ^^

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty